wtorek, maja 28, 2013

Rozdział III : O ironio...

Wydostałam się z uścisku chłopaka, zostawiając w nim tylko i wyłącznie moją dłoń. Wokół nas znajdował się tylko las, raz po nieraz można było zauważyć przechodzącą Rozalie z zaniepokojoną twarzą. Po nieokreślonym czasie, jakby zza gęstych chmur usłyszałam cichy głos Maxa..

-Nadal wiedzą gdzie jesteśmy..?

***
-Jeśli wiatr cię nie zawiedzie, przeżyjesz. Może..-powiedziała półgłosem Rozalia, która przemierzała teren wokół nas..
Stałam nadal nieruchomo, raz po nieraz ruszając głową aby zobaczyć prababcię. Powolnymi ruchami przeszłam w stronę równie spanikowanego chłopaka co ja. Spojrzał na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu, jednocześnie bardziej ściskając moją dłoń. Nie odzywając się przywarłam ciałem do jego klatki piersiowej. Choć tak mogłam dodać mu otuchy, lub odwdzięczyć się nad opieką mną przed.. Czymś.
Moje myśli skierowałam na tor, który zwał się Kraina Marzeń. Zaczęłam snuć rozmyślania nad swoją przyszłością, wymarzonym domu.. Jedynym słowem o wszystkim, ale tylko nie o czasie teraźniejszym. Nie o tym co właśnie niszczy moją w miarę normalną przyszłość..
-Posłuchaj mnie uważnie-zza zaświatów odezwał się Max-Gdy zobaczysz, że stoję w.. jako wilk, odliczysz w myślach do trzech i wskoczysz mi na grzbiet.. Zrozumiałaś..?- spojrzałam zza kurtyny swoich włosów na poważną twarz chłopaka, po chwili pokiwałam głową jednocześnie zgadzając się
Niezdarnie odsunęłam się od Maxa. Po niecałej minucie stało przede mną jakby olbrzymie psisko, tylko ono.. przypominało nienaturalnych rozmiarów wilka, którego wzrok był skierowany wprost na moje brązowe tęczówki. Odliczyłam w myślach do trzech i bezszelestnie wspięłam się na grzbiet olbrzyma. Zwierze gwałtownie ruszyło w stronę ściany lasu.W biegu małe gałązki czy nawet drzewa, ocierały się o moje boki pozostawiając po sobie pyłek i brud, a nieraz i nawet ból. Po krótkim czasie znalazłam się przy małym drewnianym domku. Był on zwyczajny, niczym nie wyróżniający się od reszty. Przy samym wejściu stały dwie doniczki, a w nich białe azalie przepasane na łodydze kokardą dodającą uroku temu miejscu.
Olbrzymie zwierze, które przed chwilą niosło mnie na plecach zamieniło się w przystojnego mężczyznę patrzącego mi wprost w oczy...
-Postawisz mnie na ziemi.?-spytałam półgłosem z lekkim rumieńcem na policzkach
Bez słowa wniósł mnie do domu.
-Nic ci nie jest..?-spytał zmartwiony- Biegłem jak najszybciej i nie mogłem w stu procentach cię ochronić pr..
-Nic mi nie jest..-przerwałam słowotok chłopaka- Kto to był..?-spytałam poważna usiadłam na kanapie znajdującej się nieopodal
-Max, jeszcze nie..-odwróciłam gwałtownie głowę w stronę schodów, które prawdopodobnie prowadzą na piętro- Nie mówię tego Sabrino tylko dlatego aby wzbudzić w tobie większą ciekawość, ale mówię to aby łatwiej było cię chronić..
-Skąd pani zna moje imię..?-spytałam wstając z kanapy, na której niedawno się rozłożyłam
-Byłam przy tobie odkąd pamiętam.. Więc wypada mi znać twoje imię..-uśmiechnęła się do mnie lekko
-Ale.. Ja nie pamiętam..-spojrzałam podejrzliwie na kobietę
-Wiele rzeczy nie wiesz o świecie ptaszyno..
-A możesz mi powiedzieć dlaczego to właśnie ty ratujesz moją skórę..?-skierowałam swoje słowa do chłopaka
-Musicie iść.. Oni czekają..-odpowiedziała po chwili matka Maxa
-Zdecydowanie..-poparł ją syn
-Kogo.? Możecie mi wszystko łaskawie wytłumaczyć..!
Chłopak pokręcił głową z miną, która mówiła sama za siebie.
Przez następną godzinę nie odezwałam się ani słowem. Moje nerwy sięgały zenitu. Chciałam podejść do niego i wytrząsnąć wszystkie informacje. Lecz moje nerwy starałam się utrzymać na wodzy i zostawić w środku. Szliśmy drogą w nieznajomą mi stronę, co chwilę oglądałam się za siebie w nadziei zobaczenia Rozalii lub kogoś z rodziny.
-Jeśli chodzi ci o Rozalie, to jej tu nie ma..-odezwał się po 5 minutach mojego rozglądania Max, którego najwidoczniej doprowadzało to do szału
Przez resztę drogi nie odezwałam się słowem. Szłam z chłopakiem krok w krok, ale tylko żeby się nie zgubić i wyjść z tego cało. W pewnym momencie Max stanął na skraju jezdni, zamienił w wilka i ruchem głowy rozkazał aby znów usiadła na jego grzbiecie. Bez zastanowienia to zrobiłam. Po niespełna 10 minutach stałam przy kamieniu, którego nawet Max w posturze wilka nie był w stanie przerosnąć. Zeszłam po cichu z zwierzęcia znów się rozglądając. Z oddali słyszałam hałas, jakby stado wygłodniałych wilków biegła w naszą stronę nie mając zamiaru się zatrzymać. I tak właśnie było. Usłyszałam tylko szum wiatru. A później tylko ciepły dotyk dłoni Maxa na mojej. Nie miałam zamiaru się mu wyrywać. Bałam się ich, a on mógł mnie w jakimś stopniu ochronić.
Nim się obejrzałam na około znajdowały się takie same wilki jak niedawno Max. Z jednym wyjątkiem. Mój ochroniarz w swojej drugiej skórze był śnieżno biały, a one odcieniu miedzi lub pokryte całe czarnym jak noc futrem. Moje podejrzenia snuły się w stronę Antarktydy co do Maxa.. Lecz o to trzeba się spytać tylko i wyłącznie samego zbrodniarza. Choć nie wiadomo czy dostanę odpowiedz.. A jeśli to okaże się następną tajemnicą..?
I co teraz masz zamiar zrobić. Wiesz, że poświęcasz swoje życie..?!
W mojej głowie zabrzmiał potężny głos, który wręcz krzyczał. Słowa zostały skierowane w stronę Maxa, który nie drgnął powieką na nie.
-Zamknij się, masz racje strasz ją jeszcze bardziej. Gdyby nie tamci zapewne takie coś nie miałoby miejsca..!-powiedział bez ostrzeżenia, przez co wystraszyłam się jak nigdy
To nie jest przez nich spowodowane..
Odezwał się łagodny głos, jakby młodej kobiety.
-Mogli zostawić to tak jak było..!-wykrzyknął w stronę watahy
Jeśli by było tak zostawione.. Każda osoba jak ona byłaby zabita. A tak to będzie tylko jedna..
Jeden z wilków spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami.
-Jej włos z głowy nie spadnie..-powiedział pod nosem Max
Nie dasz sobie rady. Jesteś tak słaby jak ona.
Właśnie tak minęło moje pół godziny drogocennego życia. Co chwilę dowiadywałam się nowych rzeczy, z których tak na prawdę nic nie wiedziałam.
W pewnym momencie poczułam dotknięcie na ramieniu. Odwróciłam się jak najszybciej tylko mogłam, lecz najwidoczniej za późno. Następnie zostałam złapana za rękę i pociągnięta w stronę drzew. Aż na końcu wylądowałam jak długa na ziemi.
-O ironio..-westchnął Max podnosząc mnie z ziemi

Rozdział dedykowany dla Thewanted z okazji urodzin..!! 100 lat..! 100 lat..!!! :D

1 komentarz:

  1. jejku dziękuję :)
    o jak fajnie rozdział dla mnie :)
    jest świetny jak zawsze
    ale moim zdaniem ten jest najlepszy !!!!
    czekam na kolejny :)
    weny!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń