piątek, maja 31, 2013

Rozdział IV: Życie w niebie powierzone tobie jest..

W pewnym momencie poczułam dotknięcie na ramieniu. Odwróciłam się jak najszybciej tylko mogłam, lecz najwidoczniej za późno. Następnie zostałam złapana za rękę i pociągnięta w stronę drzew. Aż na końcu wylądowałam jak długa na ziemi.
-O ironio..-westchnął Max podnosząc mnie z ziemi
***
Nie minęła sekunda a dziwne uczucie ciepłej dłoni na moim ramieniu powróciło. Tajemnicza postać pragnęła abym skierowała się w stronę przeciwną, a niżeli mam zamiar iść. Znów podcięto mi nogi. I znów upadłam. Tym razem na Maxa, który tracił powoli cierpliwość.
-Co ty wyprawiasz..!-wykrzyknął w moją stronę
-Przeprasza, ale to nie moja wina.-odpowiedziałam zmieszana- Coś.. lub ktoś usiłuje mnie gdzieś zaciągnąć. Nie wiem co to, nie wiem kto to.. Nie widzę tego, co mnie najbardziej dołuję..-opuściłam głowę jak mała dziewczynka, która nie dostała upragnionej zabawki
Moje życie polegało na zasadzie Wszystko widzę. Wydawało mis się, że nic nie jest mi obce z tego świata, lecz to się zmieniło.. Od tego momentu. 
-To nie duch..?-spytał z nadzieją jak i niedowierzaniem Max
-Niedowierzony jak już.-podniosłam głowę i rozejrzałam do o koła- Ich widzę. Za przykład moge podać tamtego..-pokazałam palcem niedowierzonego, który stał za watahą
-Wiem kto to. Nie musisz się nim przejmować.-skierował uśmiech w moją stronę-Wracając do tematu. Ale to coś.. Nie mam pojęcia..-posmutniał
-Max..-powiedziałam szeptem- To coś bije mnie po nogach. Nic nie mówię, ale to zaczyna boleć.
Może skierujcie się w tym kierunku. Będziecie mieli spokój.
Odpowiedział jeden z wilków w mojej głowie. Nie miałam pojęcie który, ponieważ żaden nawet nie drgnął, co wydawał się przerażające. 
-Mogłoby się to chociaż pokazać- mruknęłam pod nosem, kierując się w stronę wyznaczoną przez tajemniczą postać
Chodź ze mną. Życie w niebie powierzone tobie jest
Koło ucha przemknął mi głos, a raczej szept na który zareagowałam natychmiastowo. Mianowicie: stanęłam jak słup w miejscu i wypiszczałam Max. Chłopak pojawił się na przy mnie bez słowa, przytulając do siebie i uspokajając.
On ma zostać..!
Głos się nasilił.
Powtórzyłam szeptem wszystkie słowa nieznajomego dedykując je Maxowi.
-Idę z tobą. Twoje życie ma toczyć się na ziemi, a nie w niebie. A przynajmniej do tych stu lat..-zaczął ciągnąć mnie za rękę w stronę gdzie kierował nas du.. to coś.
Nic nie odpowiedziałam. Szłam jak potulny baranek za chłopakiem. Pół godzinny marsz zakończył się przy drzewie, a mianowicie dębie. Nigdy nie widziałam takiego widoku. Jego gałęzie sięgały.. wszędzie. Wokół niego było ich mnóstwo, troiły się i dwoiły w oczach co dawało wspaniały krajobraz. Małe dziecko zapewne uważałoby to drzewo za dom elfów lub innych magicznych stworzeń. Tak na prawdę, tym małym dzieckiem byłam ja. Ja ponieważ było dla mnie wspaniałe. Spędzałam wiele godziny, dni w lesie i nigdy nie widziałam tak wspaniałego obrazu, który został stworzony tylko i wyłącznie przez jedno drzewo.
Wejdź na to drzewo.. Sama..
Moje fantazję przerwał głos, który dręczy mnie od początku tej wyprawy. Z wystraszoną miną złapałam się za najbliższą gałąź i podciągnęłam aby na nie wejść, lecz mi przeszkodzono..
-Max..-powiedziałam błagalnie, niemal z łzami w oczach
-Nigdzie nie idziesz bezemnie..-skierował do mnie stanowczo słowa-Zostajesz tutaj..-dodał po chwili
Odsunął mnie delikatnie od drzewa i wskoczył na najbliższą gałąź. Spędził na drzewie bite 10 minut. Co chwile pośród liści migała mi jego zarysy ciała.
-Widzisz..! Ja muszę tam wejść..!-wykrzyknęłam spod korzeni drzewa, gdzie aktualnie się znajdowałam
-Proszę cię bardzo..-odpowiedział po krótkim czasie- Ja już mam dość..-zszedł z drzewa, a jego miejsce zastąpiłam ja..-Ciekawy jestem jak ci to pójdzie..
-Ino patrz..!-wykrzyknęłam pewna siebie
Gdy znalazłam się w centrum dęba dostrzegłam krzesło i parę książek o ciekawych tytułach. Jedna zaciekawiła mnie najbardziej, nosiła tytuł Nasze Życie Po Śmierci. Moje pierwsze skojarzenie dotyczyło Niedowierzonych, lecz nie ruszyłam tej książki. Poszukiwałam czegoś innego.. Przynajmniej tak podpowiadała mi intuicja...
-Znalazłaś coś..!-usłyszałam krzyk Maxa
-Jak na razie to książki i krzesło.. A tak to n..-zamilkłam
Przed moimi oczami, wyłonił się naszyjnik. Jakby wypłynął spod drewna. Był to miedziany naszyjnik z okrągłym breloczkiem, przedstawiającym w środku drzewo.
-Złaź stamtąd..! Zaczynam się ciebie bać.!-wykrzyczał znów Max
-Wiesz..-stanęłam na krawędzi gałęzi- Zawsze wspinanie się na drzewa było dla mnie pestką, ale schodzenie. To inna bajka..-powiedziałam niepewnie..
-Baby..-mruknął pod nosem- Usiądź i się zsuń.. Złapię cię..-powiedział z kpiącym uśmieszkiem
-Ja mam taką nadzieje...-odrzekłam przestraszona dramatyzmem sytuacji- Nie chce zginąć jako papka na ziemi..-dodałam
-Nie panikuj..-powiedział półgłosem
Po krótkiej chwili paniki zeskoczyłam z drzewa wprost w ramiona chłopaka. Poczułam się jak w filmie, gdy to przerażona bohaterka nie potrafi poradzić sobie z przeciwnościami losu.
Podniosłam lekko oczy w stronę twarzy zadowolonego z siebie chłopaka. Jego oczy śmiały się do mnie i jak i ze mnie. Po chwili postawił mnie na ziemi..
-Pokarz co takie fascynującego znalazłaś..-powiedział nadal się uśmiechając
Zaczęłam przeglądać kieszeń spodni do której niedawno schowałam naszyjnik, lecz jak na złosć nie mogłam go tam znaleźć. Skierowałam wzrok w stronę nieba, jednocześnie prosząc o pomoc Boga. Została do mnie przysłana ekspresowo.
-Złośliwość rzeczy martwych..-mruknęłam pod nosem
-Że co..?!-spytał zdziwiony Max
-Spójrz do góry a zagadkę rozwiążesz..-uśmiechnęłam się lekko
-Co ty plec..-przerwał w pół słowa, robiąc to o co go prosiłam- Oby szlak.. Zaraz go zdejmę..
I tak zrobił. W mgnieniu okaz naszyjnik znów spokojnie spoczywał w moich dłoniach, a po chwili w Maxa.
-Ciągle mnie zadziwiasz..-powiedział jakby do siebie









wtorek, maja 28, 2013

Rozdział III : O ironio...

Wydostałam się z uścisku chłopaka, zostawiając w nim tylko i wyłącznie moją dłoń. Wokół nas znajdował się tylko las, raz po nieraz można było zauważyć przechodzącą Rozalie z zaniepokojoną twarzą. Po nieokreślonym czasie, jakby zza gęstych chmur usłyszałam cichy głos Maxa..

-Nadal wiedzą gdzie jesteśmy..?

***
-Jeśli wiatr cię nie zawiedzie, przeżyjesz. Może..-powiedziała półgłosem Rozalia, która przemierzała teren wokół nas..
Stałam nadal nieruchomo, raz po nieraz ruszając głową aby zobaczyć prababcię. Powolnymi ruchami przeszłam w stronę równie spanikowanego chłopaka co ja. Spojrzał na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu, jednocześnie bardziej ściskając moją dłoń. Nie odzywając się przywarłam ciałem do jego klatki piersiowej. Choć tak mogłam dodać mu otuchy, lub odwdzięczyć się nad opieką mną przed.. Czymś.
Moje myśli skierowałam na tor, który zwał się Kraina Marzeń. Zaczęłam snuć rozmyślania nad swoją przyszłością, wymarzonym domu.. Jedynym słowem o wszystkim, ale tylko nie o czasie teraźniejszym. Nie o tym co właśnie niszczy moją w miarę normalną przyszłość..
-Posłuchaj mnie uważnie-zza zaświatów odezwał się Max-Gdy zobaczysz, że stoję w.. jako wilk, odliczysz w myślach do trzech i wskoczysz mi na grzbiet.. Zrozumiałaś..?- spojrzałam zza kurtyny swoich włosów na poważną twarz chłopaka, po chwili pokiwałam głową jednocześnie zgadzając się
Niezdarnie odsunęłam się od Maxa. Po niecałej minucie stało przede mną jakby olbrzymie psisko, tylko ono.. przypominało nienaturalnych rozmiarów wilka, którego wzrok był skierowany wprost na moje brązowe tęczówki. Odliczyłam w myślach do trzech i bezszelestnie wspięłam się na grzbiet olbrzyma. Zwierze gwałtownie ruszyło w stronę ściany lasu.W biegu małe gałązki czy nawet drzewa, ocierały się o moje boki pozostawiając po sobie pyłek i brud, a nieraz i nawet ból. Po krótkim czasie znalazłam się przy małym drewnianym domku. Był on zwyczajny, niczym nie wyróżniający się od reszty. Przy samym wejściu stały dwie doniczki, a w nich białe azalie przepasane na łodydze kokardą dodającą uroku temu miejscu.
Olbrzymie zwierze, które przed chwilą niosło mnie na plecach zamieniło się w przystojnego mężczyznę patrzącego mi wprost w oczy...
-Postawisz mnie na ziemi.?-spytałam półgłosem z lekkim rumieńcem na policzkach
Bez słowa wniósł mnie do domu.
-Nic ci nie jest..?-spytał zmartwiony- Biegłem jak najszybciej i nie mogłem w stu procentach cię ochronić pr..
-Nic mi nie jest..-przerwałam słowotok chłopaka- Kto to był..?-spytałam poważna usiadłam na kanapie znajdującej się nieopodal
-Max, jeszcze nie..-odwróciłam gwałtownie głowę w stronę schodów, które prawdopodobnie prowadzą na piętro- Nie mówię tego Sabrino tylko dlatego aby wzbudzić w tobie większą ciekawość, ale mówię to aby łatwiej było cię chronić..
-Skąd pani zna moje imię..?-spytałam wstając z kanapy, na której niedawno się rozłożyłam
-Byłam przy tobie odkąd pamiętam.. Więc wypada mi znać twoje imię..-uśmiechnęła się do mnie lekko
-Ale.. Ja nie pamiętam..-spojrzałam podejrzliwie na kobietę
-Wiele rzeczy nie wiesz o świecie ptaszyno..
-A możesz mi powiedzieć dlaczego to właśnie ty ratujesz moją skórę..?-skierowałam swoje słowa do chłopaka
-Musicie iść.. Oni czekają..-odpowiedziała po chwili matka Maxa
-Zdecydowanie..-poparł ją syn
-Kogo.? Możecie mi wszystko łaskawie wytłumaczyć..!
Chłopak pokręcił głową z miną, która mówiła sama za siebie.
Przez następną godzinę nie odezwałam się ani słowem. Moje nerwy sięgały zenitu. Chciałam podejść do niego i wytrząsnąć wszystkie informacje. Lecz moje nerwy starałam się utrzymać na wodzy i zostawić w środku. Szliśmy drogą w nieznajomą mi stronę, co chwilę oglądałam się za siebie w nadziei zobaczenia Rozalii lub kogoś z rodziny.
-Jeśli chodzi ci o Rozalie, to jej tu nie ma..-odezwał się po 5 minutach mojego rozglądania Max, którego najwidoczniej doprowadzało to do szału
Przez resztę drogi nie odezwałam się słowem. Szłam z chłopakiem krok w krok, ale tylko żeby się nie zgubić i wyjść z tego cało. W pewnym momencie Max stanął na skraju jezdni, zamienił w wilka i ruchem głowy rozkazał aby znów usiadła na jego grzbiecie. Bez zastanowienia to zrobiłam. Po niespełna 10 minutach stałam przy kamieniu, którego nawet Max w posturze wilka nie był w stanie przerosnąć. Zeszłam po cichu z zwierzęcia znów się rozglądając. Z oddali słyszałam hałas, jakby stado wygłodniałych wilków biegła w naszą stronę nie mając zamiaru się zatrzymać. I tak właśnie było. Usłyszałam tylko szum wiatru. A później tylko ciepły dotyk dłoni Maxa na mojej. Nie miałam zamiaru się mu wyrywać. Bałam się ich, a on mógł mnie w jakimś stopniu ochronić.
Nim się obejrzałam na około znajdowały się takie same wilki jak niedawno Max. Z jednym wyjątkiem. Mój ochroniarz w swojej drugiej skórze był śnieżno biały, a one odcieniu miedzi lub pokryte całe czarnym jak noc futrem. Moje podejrzenia snuły się w stronę Antarktydy co do Maxa.. Lecz o to trzeba się spytać tylko i wyłącznie samego zbrodniarza. Choć nie wiadomo czy dostanę odpowiedz.. A jeśli to okaże się następną tajemnicą..?
I co teraz masz zamiar zrobić. Wiesz, że poświęcasz swoje życie..?!
W mojej głowie zabrzmiał potężny głos, który wręcz krzyczał. Słowa zostały skierowane w stronę Maxa, który nie drgnął powieką na nie.
-Zamknij się, masz racje strasz ją jeszcze bardziej. Gdyby nie tamci zapewne takie coś nie miałoby miejsca..!-powiedział bez ostrzeżenia, przez co wystraszyłam się jak nigdy
To nie jest przez nich spowodowane..
Odezwał się łagodny głos, jakby młodej kobiety.
-Mogli zostawić to tak jak było..!-wykrzyknął w stronę watahy
Jeśli by było tak zostawione.. Każda osoba jak ona byłaby zabita. A tak to będzie tylko jedna..
Jeden z wilków spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami.
-Jej włos z głowy nie spadnie..-powiedział pod nosem Max
Nie dasz sobie rady. Jesteś tak słaby jak ona.
Właśnie tak minęło moje pół godziny drogocennego życia. Co chwilę dowiadywałam się nowych rzeczy, z których tak na prawdę nic nie wiedziałam.
W pewnym momencie poczułam dotknięcie na ramieniu. Odwróciłam się jak najszybciej tylko mogłam, lecz najwidoczniej za późno. Następnie zostałam złapana za rękę i pociągnięta w stronę drzew. Aż na końcu wylądowałam jak długa na ziemi.
-O ironio..-westchnął Max podnosząc mnie z ziemi

Rozdział dedykowany dla Thewanted z okazji urodzin..!! 100 lat..! 100 lat..!!! :D

poniedziałek, maja 27, 2013

Rozdział II : Nie rozumiesz, że tutaj czyha na ciebie śmierć..?

Na następnych lekcjach siedziałam sama, Max nawet nie zdążył dojść do ławki a proponowano mu siedzenie z innymi, ale tylko aby nie dopuścić go do mnie. Ciekawe dlaczego.. Tak jak mówiłam, nie wadziłam nikomu. Zazwyczaj byłam z daleka od wszystkich, więc mieli spokój ode mnie. Z resztą samotność nie przeszkadzała mi, nawet ją lubiłam. Mogła w spokoju wszystko przemyśleć i nikt nie pytał się czy dam mu spisać..
***
Drogę powrotną do domu pokonałam przez las, w nadziei spotkania tajemniczego zwierzęcia stwarzającego mi kłopoty. Nieraz, nie dwa czułam tajemniczy wzrok spoczywający na mnie. Pierwsze co przychodziło mi na myśl byli Niedowierzeni, lecz ci zachowywali się wręcz na odwrót. Potrzebowali jak i chcieli mojej pomocy, aby zakończyć sprawy dręczące ich po śmierci. Więc pomysł błędny.. Wampir.? Cóż, jeśli dobrze wiem to są one wytworem naszej wyobraźni. Więc nie...
W rozmyślaniach przeszkodził mi ów dźwięk suchych gałęzi trzaskających pod wpływem ciężaru człowieka lub zwierzęcia. Cała sytuacja zaczynała przyprawiać mnie o gęsią skórkę. W końcu strach przezwyciężył odwagę. Spanikowana błądziłam wzrokiem dookoła, aby wychwycić napastnika. Niestety moja nieuwaga skończyła się upadkiem, a została spowodowana przez gałęzie i pajęczyny pomiędzy drzewami. Z początku spodziewałam się upadku na mech i odłamkach kory, które są szorstkie i nie przyjemne w dotyku, lecz moje obawy nie spełniły się. Moja twarz znalazła się w miękkich włosach, bynajmniej z początku tak podpowiadała mi intuicja. Powoli podniosłam głowę aby sprawdzić wygląd mojego wybawcy, lecz zamiast człowieka miałam przed nosem pysk olbrzymiego psa. Najszybciej jak tylko mogłam przeszłam na kolanach i usiadłam u stóp najbliższego drzewa.
-Kim ty jesteś-wyszeptałam z gulą w gardle.
Na odpowiedz olbrzymi pies dźwignął się na łapy i odbiegł zostawiając mnie samą ze swoimi myślami.
-Nie bój się go..-usłyszałam kojący głos mojej prababci
Obróciłam głowę w stronę oddalającego się zwierzęcia.
-Mnie szukasz..?-za plecami usłyszałam znany mi głos
-Co ty tutaj robisz..?!-wstałam z ziemi podbiegając do Maxa- Uciekaj stąd..!-zaczęłam spanikowana pchać go z stronę głównej drogi- Tutaj grozi ci niebezpieczeństwo..! Idź uparty ośle.!-krzyczałam waląc pięściami w umięśnioną klatkę piersiową chłopaka
-To nie mi grozi niebezpieczeństwo, lecz tobie..-spojrzał w moje zdziwione oczy jednocześnie łapiąc moje ręce za nadgarstki- Musimy stąd iść, natychmiast..
-Nie, nie, nie..! Nie i nie.. Że co..?! Nie.. Nie.. Nie.. Niedowierzeni mnie chronią przed wszystkim, jestem najbezpieczniejszą osobą na świecie..-zaczęłam się wyrywać chłopakowi
-Proszę chodź stąd.. Wyjaśnię ci wszystko co chcesz, ale chodź..- spojrzał błagalnie mi w oczy
-Dobrze.. Wracam na główną drogę..
-Nie, teraz to już za późno.. Ze mną będziesz na miejscu szybciej..-nalegał
-Mi się nigdzie nie śpieszy..-spojrzałam na chłopaka z obojętną miną
-Sabrino nie rozumiesz, że tutaj czyha na ciebie śmierć..? Musisz jak najszybciej wyjść z tego lasu do ludzi. Oni w tedy się boją i dadzą ci spokój..!-nadal natarczywie nalegał
-Kto..?
-Za późno.. Już na późno..-pokręcił lekko z niezadowoleniem głową
-Że co.?-wykrzyknęłam
-Bądź ciszej, to może przeżyjemy..-powiedział szeptem
Nagle znikąd usłyszałam przerażający głos Niedowierzonego, który na moją skórę znów przywołał gęsią skórkę. Moja reakcja był niemal natychmiastowa. Rozejrzałam się dookoła i przytuliłam do Maxa, aby ochronił mnie od niebezpieczeństw świata. Nie protestował, wręcz na odwrót. Chłopak jeszcze mocniej przycisnął moje ciało do swojego, po chwili się odezwał szeptem..
-Teraz jesteś przekonana, ze chce twojego dobra..?
Kiwnęłam lekko głową nadal wtulając się w tors Maxa. Po chwili już nie dotykałam miękkiej bawełnianej bluzki, lecz sierści. Szorstkiej w dotyku sierści.
-Zaufaj mi i na mnie usiądź, po czym mocno złap abyś nie spadła.. Chcę twojego dobra..-odezwał się cichy, aksamitny głos w mojej głowie
-Od teraz zawszę tak będzie..?-spytałam szeptem, nie odwracając wzroku od ściany lasu
-Od teraz tak..-wielka głowa przybliżyła się do mojej ręki, lekko muskając ją nosem
Gdy wygodnie usadowiłam się na grzebiecie potężnego zwierzęcia, zaczęło ono powoli zmierzać w jednym kierunku, a mianowicie nie mojego domu. Znajdował się on w odwrotną stronę, niż jeżeli szliśmy. Po 10 minutach, Max znów stanął na dwóch nogach a ja leżałam na jego rękach. Po kilku sekundach znalazł się na ziemi, lecz nadal przyciśnięta do klatki piersiowej chłopaka gdy on rozglądał się po otoczeniu.
-Daleko są..?-spytał szeptem Max, uniosłam lekko głowę i spojrzałam zdziwiona
-Są coraz bliżej, nie damy rady stawić im czoła. Są zbyt silni, a dziewczynę chcą zaciągnąć ze sobą za wszelką cenę..-usłyszałam kojący głos mężczyzny, w którym można było wyczuć nutkę strachu
-Sabrino trzymaj się najbliżej mnie. Rozumiesz..?-spytał półgłosem, w odpowiedzi skinęłam potakująco głową-Masz mnie ciągle trzymać za rękę, wtedy będę miał pewność, że jesteś koło mnie..-odwrócił głowę w stronę lasu-Rozalio mów nam co się dzieje..Oni tobie nic nie zrobią w porównaniu z nami..
-Postaram się.. Ptaszyno słuchaj Maxa, to mądry chłopak..- usłyszałam głos babci, lecz nie wiedziałam z którędy
-Babciu chroń mnie..-powiedziałam sama do siebie
-Staram się jak tylko mogę, ptaszyno..
Wydostałam się z uścisku chłopaka, zostawiając w nim tylko i wyłącznie moją dłoń. Wokół nas znajdował się tylko las, raz po nieraz można było zauważyć przechodzącą Rozalie z zaniepokojoną twarzą. Po nieokreślonym czasie, jakby zza gęstych chmur usłyszałam cichy głos Maxa..
-Nadal wiedzą gdzie jesteśmy..?

środa, maja 22, 2013

Rozdział I : Kim lub czym ty jesteś.. ?

Zjadłam śniadanie i wyszłam do szkoły. Jak zawsze wyciągnęłam słuchawki i zaczęłam je rozplątywać. Moja droga do szkoły prowadziła przez las, więc nie ukrywam że się bałam. Cała moja podróż polegała na rozglądaniu się czy czasami ktoś mnie nie śledzi. Zazwyczaj po drodze spotykałam tylko niedowierzonych, lecz ostatnimi czasy nieraz gdy szłam do szkoły słyszałam odgłosy łamanych gałęzi. Wiedziałam, że ktoś mnie obserwuje.. Mówiła mi o tym Rozalia.. Pytałam się o myśli nieznajomego, lecz prababcia unikała tego tematu. Nie powiem myślałam, że dostane wścieklizny.Dziś przez całą drogę szłam sama, chyba.. Znaczy się niedowierzeni mnie nie odwiedzili, widziałam ich tylko z daleka. Chyba coś ich odstraszało ode mnie. Ale co..? Może ten nieznajomy który mnie śledzi..? I znów nasuwa się pytanie, czy on na pewno chce mojego dobra..? Z może śledzi mnie aby poznać moje słabości, a potem zaciągnąć w jakiś zaułek i zabić..? Mam nadzieje, że moje obawy się nie spełnią. Gdyby tak było, Rozalia wszystko by mi powiedziała. Ona na pewno nie chce mojej śmierci, tego jestem pewna.
W połowie drogi, jak co dzień, usłyszałam trzask suchych gałązek. Moja reakcja na odgłos była stanowczo za szybka dla prześladowcy. Kątem oka zauważyłam coś ogromnego. Przypominało zwierzę, lecz nie mogło to do mnie dojść. Moje oczy, nigdy nie widziały tej wielkości zwierzęcia.
-Kim lub czym ty jesteś..!?- zaczęłam krzyczeć na cały las, miałam cichą nadzieje dowiedzenia się prawdy o nieznanym mi zwierzęciu, lecz jak na złość nie usłyszałam żadnego głosu tylko poczułam na skórze lekki pyłek, jakby piórko rzucone w moją stronę i upadające lekko- Czego ode mnie chcesz..?? Nic ci nie zrobiłam..
Znów rozejrzałam się do o koła. Zza drzewa dyskretnie zerkała na mnie Rozalia, zignorowałam ją nadal szukając wzrokiem upragnionej tajemniczej postaci. Lecz jak na złość, moje oczy nie zauważyły żadnej podejrzanej rzeczy. Zwróciłam się jak najszybciej twarzą w kierunku szkoły. Groziło mi spóźnienie, które byłoby trzecim odnotowanym w dzienniku. Wszystkie niemiłe spotkania jak i tłumaczenia nauczycielce zawdzięczałam temu.. Czemuś...
Lekcja zaczęła się punktualnie, z moim wejściem do klasy. Usiadłam na swoim miejscu, wypakowałam książki i jak na uczennice przystało, czekałam na nauczyciela.
-Ciekawa jestem co powiedzą twoi rodzice na te spóźnienia panno Sabrino..-wyrwała mnie z zamyśleń nauczycielka
Nie odpowiedziałam. Spojrzałam z skruchą na swój czarny piórnik
-Do klasy doszedł nowy uczeń.. Max wstań i przedstaw się nam..
Za sobą usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła. Po chwili na środku klasy znalazł się brązowooki chłopak o bujnych czarnych włosach. Jego pierwsze spojrzenie padło na mnie. Zawierało ono zmartwienie. Podniosłam jedną brew i rozejrzałam się po klasie, jak to miałam w zwyczaju w tak dziwnych sytuacjach.
-Mam na imię Max, jak widać na załączonym obrazku będę chodzić tutaj do szkoły.. I odpowiem teraz na pytanie jednej dziewczyny, nie nie szukam kobiety życia.-odpowiedział na prośbę nauczycielki z znudzeniem
-No dobrze Max, dobrze to wiedzieć..
Brązowooki wrócił na swoje miejsce.
Cała lekcja minęła w szybkim tępię. Na przerwie skierowałam się na dwór, gdzie przemyślałam sytuacje z lasu. Siedziałam sama, ponieważ nikt nie chciał się kolegować z osobami mówiącymi do drzew czy krzeseł. Wszyscy uważali mnie za dziwadło.. Szczerze..? Nie dziwie się im. Ich zdaniem to krzesło, moim  : niedowierzony.
Po chwili usłyszałam dzwonek na lekcje, który przywoływał mnie na matematykę. Najgorszy przedmiot, jak dla mnie. Na tej lekcji wszystko toczyło się normalnie, oprócz jednego ale. A mianowicie nowy uczeń tej szkoły usiadł koło mnie w ławce i pomagał w zadaniach.
Na następnych lekcjach siedziałam sama, Max nawet nie zdążył dojść do ławki a proponowano mu siedzenie z innymi, ale tylko aby nie dopuścić go do mnie. Ciekawe dlaczego.. Tak jak mówiłam, nie wadziłam nikomu. Zazwyczaj byłam z daleka od wszystkich, więc mieli spokój ode mnie. Z resztą samotność nie przeszkadzała mi, nawet ją lubiłam. Mogła w spokoju wszystko przemyśleć i nikt nie pytał się czy dam mu spisać..


Łoł.. Mam już dwóch obserwatorów.!! Niedowierzania.. XD
Hehe.. rozdział powinien pojawić się w sobotę lub niedziele.. Coś koło tego.. :P
Mam nadzieje, że przynajmniej wam spodoba się rozdział. :/
Do następnego.!

niedziela, maja 19, 2013

Prolog..

Dzień jak każdy. Wstałam, ubrałam się i pobiegłam coś zjeść. Można powiedzieć, że moje życie jest jak każdej nastolatki. Lecz jest jedna wada, a tak dokładniej spotykanie ludzi niewidocznych dla innych. Inni mówią poprostu na nich duchy, ale ja mówie na nich niedowierzeni. Tak wiem, dziwna nazwa.. Ale ją można porównać do prawdy. Niedowierzonych można zobaczyć tylko wtedy gdy się w nich wierzy. A takich ludzi jest strawsznie mało, a szkoda.. Moim zdaniem to dobre doświadczenie jak i okazja do pomocy innym.
Niedowierzonych zaczęłam widzieć od 9 lat. Nieraz mówiłam mamie np. tam stoi dziewczynka i do mnie macha, lecz ona jak zawsze mi nie wierzyła i kazała nie wymyślać bo zajmuje jej tylko czas. Chyba dla tego nie znałam wielu osób którym mogłam to powiedzieć.
Więc jak mówiłam pobiegłam do kuchni coś zjeść usiadłam przy stole i czekałam na kanapki które robiła mi mama. Po chwili zjawiła się moja prababcia Rozalia, uwielbiałam ją. Co dzień razem rozmawiałyśmy, najczęściej gdy szłam do szkoły lub przy śniadaniu. W tedy byłam sama i mogłam spokojnie z nią porozmawiać, bo gdyby mama zobaczyłam, że rozmawiam z ,,krzesłem" dostałaby zawału. Zapewne pierwszą jej myślą byłoby posłanie mnie do psychiatry lub coś gorszego. Przynajmniej tego dowiedziałam się od Rozalii gdy powiedziałam jej o niedowierzonych. A skąd ona to wie..?? Otóż dowiedziałam się, że niedowierzeni potrafią czytać w myślach gdy ukończą przynajmniej rok. Chociaż są wyjątki które dostają ten dar po 2 miesiącach, lecz to rzadkość.
I tak oto zaczęła się moja historia.

Hejka. :D

No więc tak. Mam na imię Natalia. Uwielbiam czytać książki i właśnie z tego powodu powstało moje opowiadanie. Po prostu nie miałam gdzie przelać wszystkich moich myśli. Jednym słowem, będę się nad wami znęcać w postaci pisania opowiadania.. XD Mam nadzieje, że ktoś tutaj wpadnie i raz po nieraz przeczyta/skomentuje moje opowiadanie.. :)
Emm, mówię prosto z mostu, że nie jestem dobra w pisaniu i morze być sporawo błędów.. :P

Rozdziały będę dodawać co najmniej co 3 dni, nie więcej.. Zazwyczaj będę pisać pod opowiadaniem kiedy będzie następny rozdział.. :)
Więc, życzę miłego czytania.. !! :D